Recenzja książki Vera Anne Swärd
„Vera” to dziwna książka: mrocznie błyszcząca otoczka wysokiego romansu skrywa gorzkie jądro, mieszankę sekretnego wstydu i winy kolaboranta oraz hipnotyczny efekt władzy. Sandrine (ur. ok. 1928 r.), opowiadająca historię, wie, że mogła być powojenną femme tondue - „horyzontalną kolaborantką[1]” - paradującą przed tłumami z ogoloną głową i swastyką wymalowaną na czole.
Kiedy przybywa do Szwecji w 1945 roku, Sandrine ma zaledwie siedemnaście lat,
jest uroczą blondynką, tajemniczo zdrowo wyglądającą w porównaniu z innymi uchodźcami
i jest w ciąży. Ostatecznie dowiadujemy się, że mieszkała w okupowanej Polsce, a niemiecki oficer (Sascha) wybrał ją na swoją towarzyszkę życia, podczas gdy jego ludzie zaczęli eliminować lokalnych Żydów i partyzantów, w tym rodzinę Sandrine. Sascha spał ze swoim trofeum, karmił ją, popisywał się nią i ufał jej. Wiedząc, że i tak jest potępiona, Sandrine pozostała godna zaufania aż do upadku Niemiec, kiedy to wyszła i dzięki szczęściu i odwadze zakradła się na pokład transportu uchodźców.
Wkrótce zostaje zabrana przez Szweda: Ivan, arystokrata homoseksualista, który postanawia poślubić ją jako przykrywkę dla swoich nielegalnych seksualnych wyczynów. Sandrine musi teraz radzić sobie z matką, braćmi i szwagierkami Ivana, z których wszyscy są wysocy, przystojni, pełni niejasnych intencji i dziwacznie okrutni. Dzień ślubu to gotycki koszmar na skutej lodem wyspie, gdzie dziki taniec panny młodej
z niegodziwym krewnym kończy się porodem.
Sandrine po raz kolejny staje się ofiarą bezwzględnego narzucenia władzy i znosi luksusowe, nędzne więzienie z biernością ocalałego. Miłość macierzyńska nie wchodzi w rachubę; jej mała Vera (od verus, prawda) obserwuje ją zimnymi, niebieskimi oczami Saschy. W końcu służąca organizuje ucieczkę ze względu na dziecko, a Sandrine i Vera lądują w domu nad morzem. Tam, po wielu klifach, Sandrine i jeden ze starych kochanków Ivana oferują sobie nawzajem niepewną pociechę w postaci „miłości”.
Podsumowanie.
Vera to śmiały eksperyment Anne Swärd, która już wcześniej poruszała ważne tematy, ale w „zwykłych” okolicznościach. Ta ozdobna, utrzymana w wysokim tonie opowieść o braku moralności niebezpiecznie flirtuje z melodramatem, zawiłe tematy ucisku i uległości ukazują ponure i szare, smutne życie skandynawskiej społeczności uwikłanej w dramat wojny i czasy powojennego niepokoju.
[1] Termin „femme tondue” odnosi się do kobiet, które były poddawane różnym upokorzeniom, w tym goleniu ich włosów. Tontes, czyli tępienie kobiet, miało miejsce we Francji między latami 1920 a końcem II wojny światowej. W czasie tych wydarzeń kobiety oskarżone o kolaborację z Niemcami były obcinane na łyso. Niektóre z nich były również zmuszane do paradowania nago przez swoje miasta, pokryte smołą, oznakowane swastyką i pozbawione obywatelstwa francuskiego. To wydarzenie stanowiło wyraz napięć między płciami w społeczeństwie francuskim podczas okupacji. Warto zaznaczyć, że wiele z tych kobiet nie chciało mówić o swoich doświadczeniach, dlatego źródła dotyczące tontes są ograniczone. Jednak jako historia społeczna możemy analizować te wydarzenia jako reprezentacje szerszego kryzysu płciowego. Tontes miały również silne konotacje seksualne i stanowiły formę publicznego upokorzenia oraz oczyszczenia.
Grażyna Woźny - moderatorka DKK w MiPBP w Ropczycach