Recenzja książki "Gone. Zniknęli. Niepokój" Michaela Granta
Już pierwsze spojrzenie na okładkę “Gone: Zniknęli” wywołuje przypływ nostalgii. Umieszczeni na niej modele, wklejeni na losowe tło nieba, to chwyt marketingowy, który każdy z klubowiczów dobrze zna z początków swojej czytelniczej przygody. Nie dziwi również fakt, że wśród członków klubu znalazły się zarówno osoby dobrze znające tę serię z dzieciństwa, jak i takie które nigdy wcześniej o niej nie słyszały.
Ale o czym tak właściwie jest “Gone”? Otóż w małym amerykańskim miasteczku pewnego dnia znikają wszyscy dorośli. Pozostawione same sobie dzieciaki zmuszone są nauczyć się przetrwać w nowych warunkach, jak i spróbować zrozumieć co tak naprawdę się stało. Do tego pojawiają się tajemnicze moce i rywalizacja pomiędzy różnymi grupami dzieciaków. Bohaterowie szybko zdają sobie sprawę z tego, że brak dorosłych nie oznacza jedynie wolnego od szkoły i nieograniczonego dostępu do słodyczy, a zamiast tego może się okazać śmiertelnie niebezpieczny. Najmocniejszą stroną książki zdecydowanie są postaci. To wciąż dzieci, które desperacko próbują się odnaleźć w nowej sytuacji. Podejmują więc złe decyzje i popełniają błędy. Jednak autorowi udało się uniknąć uczynienia ich irytującymi dla czytelnika. Osiągnięcie, którym może się pochwalić jedynie część młodzieżowych książek. Czytając “Gone” łatwo wczuć się w sytuację bohaterów, nawet jeżeli jest ona, z naszej perspektywy, absurdalna. Nawet w świecie z supermocami nie jest trudno zrozumieć takie problemy jak głód czy konieczność znalezienia bezpiecznej kryjówki. Kolejną z rzeczy, która udała się autorowi jest atmosfera książki. Zagrożenia, które bohaterowie spotykają na swojej drodze nie wydają się jedynie przeszkodami, które można pokonać dzięki współpracy. Zamiast tego czytelnik świadomy jest tego, że żaden z bohaterów nie jest w stu procentach bezpieczny. Śmierć w tym świecie zawsze czai się blisko. Niektóre ze scen nie odbiegają od tego, co można znaleźć w horrorach. Michael Grant stara się pokazać czytelnikowi, jak różnorodnie tak niebezpieczna dla dzieci sytuacja może się odbić na ich psychice, nie “uładza” rzeczywistości, nie ułatwia swoim bohaterom życia. Jest to zaledwie pierwsza część serii i oczywistym jest, że dopiero po przeczytaniu całości możliwe jest zobaczenie pełnego obrazu świata stworzonego przez autora - świata brutalnego, niebezpiecznego, lecz w którym pozostała jeszcze odrobina nadziei. Mimo że książka ta zdecydowanie jest produktem swoich czasów, wciąż warto po nią sięgnąć, chociażby ze względu na unikalny pomysł na fabułę, unikalne podejście do tematu i fantastyczną kreację bohaterów, jakiej mógłby autorowi pozazdrościć niejeden kolega po fachu.
Wiktoria Szelest i Wiktoria Urbańska-Ćwięka - klubowiczki DKK w MBP w Mielcu