„Krajobrazy lat młodości każdy z nas nosi w sobie, są budulcem, który nas tworzy, a my – zapisem tego, co te lata nam dały i co nam odebrały. „

„Popłynę przed siebie jak rzeka” to powieść Shelley Read, amerykańskiej pisarki przetłumaczona znakomicie przez  Michała Juszkiewicza. Autorka - debiutantka przenosi nas na amerykańską prowincję lat czterdziestych, gdzie życie toczy się spokojnie i gdzie pokutuje jeszcze uprzedzenie do rdzennej ludności tych ziem. Wydawać by się mogło, że fabuła tej książki jest banalna, podobna do wielu innych. Bohaterką jest Victoria Nash, córka farmera, poznajemy koleje jej losów od nastoletniej dziewczyny do dojrzałej kobiety. Jej życie jest jak ta rzeka, płynie przed siebie własnym korytem, czasem zwalnia bieg, a czasem gwałtownie przyspiesza. Od rodzinnej tragedii, niezrozumienia rodziny, zakazanej miłości i porzuconego dziecka, walki o byt. Przypadkowe spotkanie młodego Indianina i ich potajemna miłość przeobraża jej życie. Znamy wiele takich historii. Ale ta ujęła mnie swoją wyjątkowością.

Przede wszystkim zachwycił mnie język, styl pisania, biegłość autorki w  opisach scen, zdarzeń, emocji i natury. Bo natura odgrywa według mnie w tej powieści ważną rolę. Towarzyszy ona bohaterom na każdej stronie, przemawia do nas obrazami gór, rzek, lasów, łąk, brzoskwiniowych sadów, nierzadko decyduje o ich losach. A czasem daje schronienie i ratunek. Całe życie Viktorii toczy się pracowicie według pór roku,  wręcz podporządkowane jest pracy. Ukrywa w niej swoją samotność i tajemnicę. Niewielu autorów w swoich utworach podkreśla  wartość pracy w życiu człowieka. Odebrałam tę książkę też jako przekaz o kobietach. O ich sile, wytrzymałości i życiu wbrew przeciwnościom, z ukrytym  nieustającym bólem w sercu. O odrodzeniu się na nowo. Często podporządkowanych i niedocenianych w rodzinach. Powieść zawiera też wątek rodzicielstwa, zarówno w stosunku ojca do głównej bohaterki jak i jej miłości do synka. Wpleciony jest  także w życie innych postaci.

Czytając  książkę nie  zawsze zgadzałam się  z motywami postępowania Viktorii, ale rozumiałam, że niestety  świat obok niej przepełniony był nienawiścią i nietolerancją. I pozostawił jej trudny wybór. A czytałam ją z przyjemnością, lekkością, płynęłam jak ta tytułowa rzeka razem z bohaterką. Oceniam ją jako bardzo poruszającą, emocjonalną. Shelley Read pisze o rzeczach smutnych, ale to nie jest smutna ani przygnębiająca książka. Pośród jej stron znajdziemy i miłość i emocje i przyjemność czytania. Wydana przez  wydawnictwo Marginesy zachęca nas szatą graficzną, choć drobny druk nieco spowalnia czytanie. Książkę polecam wszystkim, można się w niej rozsmakować, warto jej poświęcić trochę czasu. Prawa do jej ekranizacji zostały sprzedane, być może obejrzymy kiedyś film.

Halina Jasnosz - moderatorka DKK Przeworsk

powrót do kategorii
Poprzedni Następny

Pozostałe
aktualności