Recenzja książki "Testament" Niny Wähä
Szykuję się na pierwszy Dyskusyjny Klub Książki w nowym roku. Cieszę się, że te spotkania wróciły, gdy mam chwilę kryzysu nad bieżącą lektura myślę o tych burzliwych dyskusjach, wartościowych rozmowach. Tym razem mamy omawiać Testament jest to powieść ze znanej serii skandynawskiej z Wydawnictwa Poznańskiego. Wielu znajomych czytało i mówiło o książkach z tej serii w samych superlatywach. Do tej pory nie miałam żadnej w rękach, ale kilkukrotnie chodziła za mną myśl, by kilka tych książek(w zestawie bardziej się opłaca) kupić. Znajomi bardzo zachwalali Testament, akurat zbliżał się długi weekend i uznałam, że to jest dobry moment.
Przenosimy się na pogranicze Szwecji i Finlandii, gdzie do domu wraca Annie. Dziewczyna jedzie do domu na święta i nie można powiedzieć, żeby wypełniała stereotypowy obraz powrotu do domu na święta. Nie ma sentymentalnej radości, jest raczej niepewność, brzemię trudnych chwil, dziedziczona trauma. Rodzina Annie to czternaście dzieci – z czego dwójka zmarła w dzieciństwie i dodała cierpienia rodzicom, których młodość i miłość przypadły na czas wojny i głodu. Te traumy przechodzą z pokolenia na pokolenie. Nikt w tej rodzinie nie żyje po prostu. Oni zmagają się z życiem, a narrator czuje się w obowiązku wszystko dokładnie nam opowiedzieć. Spotkanie rodzinne ma być przełomowe, pewne kwestie mają być postawione na forum rodzinnym raz a porządnie. Co do tego ma tytułowy testament?
Zmęczyła mnie ta książka bardziej niż plewienie marchewki na wiosnę, bo to wyrywanie chwastów idzie szybciej, widać od razu efekt i człowiek wie po co to robi. Sensu tej książki nie widzę. Były jakieś fragmenty, które mnie angażowały, chyba najbardziej te o młodości Siri, ale chaos tej książki i to jak ona jest przegadana, szybko mnie na powrót męczył. Znam i lubię skandynawską literaturę, chociaż faktycznie, najczęściej czytałam kryminały ze Skandynawii. Tym bardziej literatura piękna z Północy to dla mnie niejako terra incognito, a tutaj – jak uświadamiałam sobie w trakcie czytania, to pogranicze Szwecji i Finlandii ma swoją bardzo konkretną historię, w końcu wojna zimowa, powojenny trudny czas, czy pytanie dlaczego tak często pada nazwisko Kiereńskiego? Dlatego mam niedosyt. Autorka skupia się na ogromnej rodzinie, zresztą na początku książki mamy cały spis – od razu przyznam, że nie chciało mi się co i rusz wracać i sprawdzać kto jest kim. Nie chcę skreślać tej serii, bo może być ciekawa, a może nie trafiła w odpowiedni czas?
"Człowiek jest głupi, a ciało i instynkty silne. Czy nie lepiej byłoby mieć wbudowany mechanizm kończący? Gdy warunki życia stają się zbyt ciężkie, ciało zwyczajnie się wyłącza, przestaje przekazywać dalej
geny, po prostu kończy cierpienie." [s. 177]
Katarzyna Mastalerczyk z DKK w Filii Nr 2 MBP w Stalowej Woli