Recenzja książki "Plon" T. J. Winch

Majowe spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki ma dotyczyć książki "Plon", nie czytałam wielu książek rozgrywających się w Australii, pierwsze to wiadomo "Ptaki ciernistych krzewów", później – może maksymalnie pięć tytułów. O Aborygenach wiem praktycznie nic, nawet moja wiedza o tym
kontynencie zaczyna się i kończy na miejscu zsyłki dla niepokornych obywateli, przywiezieniu przez Anglików królików co przyniosło tragiczne skutki. Australia to dla mnie głównie pierwszy turniej
Wielkiego Szlema w sezonie. Byłam zatem bardzo ciekawa o czym będzie ta książka i czy będzie dla mnie katalizatorem, by coś więcej poczytać, bo teraz jest mi wstyd. Wiem, że nic nie wiem.

 

August mieszka w Wielkiej Brytanii, pracuje tam na zmywaku i pewnego dnia dostaje telefon, że jej ukochany dziadzia zmarł. Wychowali ją i siostrę dziadkowie, bo rodzice poszli siedzieć za hodowlę marihuany –
policja ich znalazła, bo spadł śnieg i ich dach wyróżniał się brakiem śniegu(Polskę i Australię coś łączy ; ) ). Dziadzia jest rdzennym mieszkańcem, chociaż wychowywał się na misji, to utrzymywał silną więź
z kulturą swoich przodków, tworzył słownik języka swojego ludu. I to właśnie ten słownik jest motywem przewodnim, historią tej rodziny, takim jakby kolażem. Po jego śmierci na ziemię gdzie mieszkał mają wjechać buldożery, bo odkryto tam złoża cyny, która jest szansą dla biednego regionu na pracę, ale oznacza śmierć kultury rdzennej. August wróciwszy do domu wraca do swojego dzieciństwa, do pracy dziadka. Ten
wątek słownika jest bardzo ciekawy, świetny pomysł na opowiadanie. Chociaż hasła są różne to składają się w spójną opowieść. Drugi bardzo dla mnie ciekawy wątek to listy księdza, który przybywa do Australii i
próbuje poprawić los rdzennych mieszkańców, ale oczywiście robi to w sposób typowy dla białego człowieka, ale te historie, które opisuje, no nie są przyjemne i nie przynoszą chluby. Wątek August jest
chaotyczny i traktuję ją jako pretekst do opowiedzenia tej historii. Moim zdaniem August jest za dużo, wątek jej babci, jest interesująca, ale August bym wycięła.

 

Ta książka jest opisana jako powieść totalna, no ja nie do końca się zgadzam, jest ciekawa ale nie uznam jej bynajmniej za wybitną. Cieszę się, że takie książki powstają, że uczymy się, że historia może być
interpretowana w inny sposób niż jako tryumfalny pochód białego człowieka by nieść cywilizację i kulturę. Tymczasem ten pochód białego człowieka oznacza bezlitosną dewastację innych kultur. Czuję smutek,
bo nigdy nie dowiemy się ile straciliśmy. Przyznam się, że spodziewałam się po tej książce nieco więcej, chyba myślałam, że to będą emocję na miarę "27 śmierci Toby`ego Obedo", tymczasem ta książka
jest taka, raczej przeciętna, bardziej poruszyły mnie fragmenty o stracie, przemijaniu i trwaniu. Chyba za mało było tej australijskiej kultury, muszę znaleźć zatem coś co zaspokoi głód tej wiedzy.

 

Katarzyna Mastalerczyk - klubowiczka DKK w Filii Nr 2 MBP w Stalowej Woli 

powrót do kategorii
Poprzedni Następny

Pozostałe
aktualności