Recenzja książki "Akuszerki" Sabiny Jakubowskiej
Sabina Jakubowska: „AKUSZERKI”
Na pięknej okładce książki Sabiny Jakubowskiej „Akuszerki” znajdziemy wśród wyhaftowanych kwiatów napisane małymi literkami słówko „powieść”. Rzeczywiście jest to powieść, ale moim zdaniem bardziej adekwatny byłby podtytuł „Thriller położniczy”, bowiem czyta się tę książkę z zapartym tchem. Jej główną bohaterką jest wiejska akuszerka, Franciszka Diabelec, zaś jej postać jest inspirowana życiem prababki autorki „Akuszerek” Anny Czerneckiej. Książka jest mocno oparta na realiach życia wsi galicyjskiej przełomu XIX i XX wieku, a główne miejsce akcji - Jadowniki, to rodzinna miejscowość Sabiny Jakubowskiej. Wszystkie imiona i większość nazwisk mają swoje źródło w księgach parafialnych i w odnalezionym przez autorkę dzienniczku położnej, chociaż w posłowiu autorka podkreśla, że bohaterowie książki i ich losy nie mają nic wspólnego z dzisiejszymi mieszkańcami Jadownik. Zamieszczony szkic Jadownik i Brzeska pozwala zorientować się w topografii miejsc, gdzie rozgrywają się kolejne sceny porodów, zaś drzewo genealogiczne ułatwia „ogarnięcie” kolejnych rodzin. Ciężarne kobiety muszą rodzić, niezależnie od trwającej wojny, strajków, pożarów czy powodzi, zaś każda z położnych, po uzyskaniu dyplomu w Cesarsko – Królewskiej Szkole Położnych w Krakowie ma na zawsze wpisane w umysł i serce słowa: Położna ma rodzącym, które jej pomocy wzywają, nieść ją bez względu na stanowisko lub wyznanie, na zamożność lub ubóstwo, w dzień czy w nocy z całą gotowością i według najlepszej wiedzy. Takimi właśnie położnymi były bohaterka książki Franciszka Diabelec i jej pierwowzór Anna Czernecka. Franciszka zabierała swój kuferek położnej i biegła, gdzie ją wzywano – do biednej wiejskiej chałupy i do dworu, w czasie burzy z nawałnicami i w czasie powodzi, w czasie Wielkiej Wojny do kwatery austriackiego oficera i do kozackiego obozowiska armii carskiej. Szczególnie poruszające są opisy porodów w czasie wielkiego pożaru Brzeska, a także w czasie II wojny światowej, a już szczególnie wyciska łzy z oczu scena, kiedy bardzo posunięta w latach Franciszka odbiera poród i wynosi z likwidowanego getta w Brzesku maleńką żydowską dziewczynkę. Książka jest napisana pięknym językiem, z licznymi cytatami z podręczników Szkoły Położnych, ze zwrotami właściwymi dla języka mieszkańców Jadownik, co pozwala czytelnikowi bez wysiłku przenieść się w tamte miejsca i czasy. W dodatku klimat książki doskonale odzwierciedla przeżycia Franciszki: gdy jest młoda i silna, obrazy aż emanują radością życia, zaś w sytuacjach krytycznych, szczególnie gdy popada ona w alkoholizm, nastrój staje się mroczny i przygnębiający. Mimo, że książka liczy 700 stron, przeczytałam ją w niespełna trzy dni. Zacznijcie tylko czytać, a zobaczycie same. Nie sposób porzucić Franciszki, gdy wylękniona pomaga matce odebrać we dworze Olimpię - nieślubne dziecko panny Albiny, gdy potem w austriackim obozie pomaga przyjść na świat synkowi Olimpii i wnukowi Albiny Kobler i gdy potem na płonącym brzeskim rynku spotyka Rudiego Koblera – oficera SS. Jest to jeden z wielu przykładów, gdy losy ludzi, których sprowadziła na ten świat Franciszka, są tak splecione ze sobą i dają znać o tym w najmniej oczekiwanych momentach. Takie sceny, gdy w ostatniej chwili, na krawędzi życia i śmierci, Franciszka rozpoznaje w napastniku dziecko, któremu pomogła przyjść na świat, zdarzają się w książce często.
„Akuszerki” to powieść bardzo kobieca, pełna wiary w Boga, szczególnie w opiekę św. Anny. To także książka, w której obrazy odchodzenia z tego świata ujęte są wyjątkowo pięknie, ze spojrzeniem w oczy Łaskawości Śmierci. Gorąco zachęcam, aby czym prędzej sięgnąć po „Akuszerki” i dać się przenieść do świata, który minął, ale który w okruchach dotąd tkwi w sercu każdego z nas.
Maria Suchy - klubowiczka DKK w Filii Nr 10 WiMBP w Rzeszowie