Recenzja książki "Nasze dusze nocą" Kent Haruf

Zbliża się druga środa miesiąca, a co za tym idzie, trzeba zabrać się za lekturę książki na Dyskusyjny Klub Książki. Tym razem padło na cienką książkę, mniej niż dwieście stron, poetycki tytuł, zagadkowy opis.  Zaczęłam czytać w sobotę rano i tak naprawdę lektura zajęłaby mi pół dnia, ale musiałam zająć się ogrodem, domem. Książka porusza tematykę życia z perspektywy starości, co samo w sobie jest trudne i pełne goryczy. Jest bardzo niewiele takich książek, bo my chyba nie chcemy ich czytać, stawać przed pytaniem co będzie, gdy jesień życia zapuka do drzwi. Jak spojrzymy wtedy w przeszłość?


Addie przychodzi do swojego dalszego sąsiada Louisa, wdowca z którym do tej pory nie miała bliższej relacji i proponuje mu sypianie ze sobą. Bynajmniej nie chodzi tu o stosunki cielesne, które zresztą u dwójki wdowców nie byłyby czymś aż tak nagannym. Addie prosi o nocowanie w jednej sypialni, bo wdowieństwo to dla niej samotne noce, długie i ciche wieczory. Louis o dziwo się zgadza i tak zaczyna się ich dziwna relacja. Relacja dwójki starszych ludzi, którzy przeżyli już najważniejsze momenty swojego życia, zakochali się, rodziły im się dzieci, tracili bliskich, teraz spędzają razem czas, rozmawiają, wspominają, opowiadają sobie o życiu. W pewnym momencie będą musieli zmierzyć się ze światem. Wzruszająca i gorzka opowieść o tym jakie daje nam prawa na starość świat.

Strasznie zasmuciła mnie ta książka. Paradoksalnie, Addie i Louis nie wracają w swych wspomnieniach do szczęśliwych chwil. Tak sobie wyobrażałam starość, jestem na emeryturze i patrzę wstecz, myślę o chwilach, gdy żyłam pełnią życia, dla których warto było zarwać noc, tańczyć do białego rana. A nasza para wspomina najgorsze chwile, nawet gdy rozmawiamy o zdradzie, to widzimy że przyszło z niej zło. Relacja tej pary jest sprawdzianem dla ich dzieci. To jest najsmutniejsze, że dzieci, które od rodziców zawsze chciały przyzwolenia na życie pełnią życia, swoim rodzicom na starość chcą odmówić wszystkiego. Zawsze mnie smuci, gdy słyszę, że ktoś uważa że na emeryturze rodzice z automatu mają zajmować się wnukami i być wsparciem dla dzieci. Podróże? Hobby? Absolutnie nie. W tej książce mamy oburzone dzieci, ale córka Louisa w końcu przytomnieje, natomiast syn Addie jest antypatycznym człowiekiem z pretensjami, który niszczy syna, jest podły dla matki, ale wygrywa. To mnie zasmuciło, całe życie robimy coś co inni nam każą, liczymy się z opinią rodziców, dziadków, dlaczego na starość nie możemy spędzać wieczorów z innym człowiekiem, żeby nie słyszeć echa pustych ścian, pośród których rozbrzmiewa echo tragedii. Poruszająca jest ta książka… smutna, gorzka, pokazująca że nie ma co czekać, trzeba realizować siebie od razu. Nikt za nas, nie obroni swoich marzeń!
Jedyny zarzut jaki mam do tej książki, to jak została napisana. Jednym cięgiem, kwestie poszczególnych osób nie są wyznaczone myślnikami. Tworzy to wrażenie chaosu i bywa męczące. Nie rozumiem tego zabiegu, może był jakiś zamysł, ale dla mnie to było chaosem.

 

Katarzyna Mastalerczyk - klubowiczka DKK w Filii Nr 2 MBP w Stalowej Woli 

powrót do kategorii
Poprzedni Następny

Pozostałe
aktualności