Recenzja książki "Akuszerki" Sabiny Jakubowskiej
W październiku akcja trupy z półki przyniosła mi tytuł o którym
słyszałam już od bardzo dawna, a ponadto miała to być lektura na
październikowy Dyskusyjny Klub Książki. Wiele znajomych czytało tę
książkę, a jak któraś miała coś wspólnego z położnictwem to już
śpiewały hymny pochwalne po całości. To miała być książka odkrywcza i
tak ważna jak ongi Chłopki. Solidny tom, do torebki bardzo średnio
pasuje. Lektura zajęła mi tydzień, a myślałam, że przeczytam ją w
jeden weekend. Wymagająca lektura i nawet na spotkaniu z Jakubem
Małeckim, śmiałyśmy się, że kto dopiero zaczyna lekturę, to do
środowego spotkania nie zdąży. Oczekiwania miałam wielkie, doprawdy
miało to być opus magnum.
Akcja rozpoczyna się w lichej chacie, gdzie młoda Franciszka Diabelec
rodzi swoje dziecko, do porodu wezwana zostaje akuszerka Regina
Perkowa, prywatnie matka, a tak naprawdę przybrana matka Franciszki.
Dziecko rodzi się z trudem, rodzi się martwe i przychodzi Łaskawość
Śmierć u której Regina wyprasza życie dla Franciszki. Ogólnie Regina
jest spirytus movens życia Franciszki, to matka ją wydała za Diabelca,
który był zakochany w Reginie(patologia), to ona zabiera młodą
położnicę do pobliskiego dworu, gdzie zostaje mamą, i gdzie otwiera
się przed nią perspektywa zastania położną. Franciszka jedzie do
Krakowa i uczy się w Szkole Położnych, dla ledwo piśmiennej dziewczyny
to ogromna zmiana. Obserwujemy tą naukę, później jej normalne życie,
pełne porodów, trosk, ale też w końcu miłości, spełnienia. Siedem
dekad życia na prowincji. Zaczynamy w latach osiemdziesiątych pod
panowaniem Franciszka Józefa, a skończymy tę opowieść w latach
pięćdziesiątych, gdy rządzi Bierut, a imię Józef kojarzone jest ze
Stalinem. Z losami położnej będą się krzyżować losy wielkiej historii,
wojny(trzy), zamieszki, pożary, powodzie. Dużo mądrości ludowej, wiele
zwyczajów, naturalny rytm życia, to wszystko znajdziemy w tej książce.
Nie wiem dokładnie czego się spodziewałam po tej książce, ale po
opiniach jakie czytałam, myślałam, że to będzie książka rewolucyjna,
odkrywcza, wielka i ją się czyta bardzo dobrze, nie czuję zawodu
absolutnie, ale to jest po prostu wiejska saga. Trochę w stylu sagi
rozgrywającej się na Zamojszczyźnie Kasi Bulicz-Kasprzak, tyle że
Sabina Jakubowska wydała całość w jednym tomie zamiast rozwlekać to na
lata – za to wielki plus. Podoba mi się, że Franciszka miewa wady, ten
fragment gdy wpada w sidła nałogu nadają jej ludzkiego wymiaru, bo w
pewnym momencie, gdy ugruntowała swoją pozycję położnej stała się
nieci zbyt idealna. Chociaż okoliczności zakończenia tego nałogu to
już nieco nie moja bajka. O ile wszystkie fragmenty związane z
Łaskawością, dawałam radę przeczytać, nie przeszkadzały mi, o tyle
wszystkie wątki z pogranicza magii, czy jawy i snu mnie gryzły. Wątek
Brata Anioła, czy nawet Jasia – już mi nieco zgrzytały. Żałuję, że te
czasy od międzywojnia są takie jakby skondensowane, ale też rozumiem,
póki Franciszka jest młoda, to większe szanse na dynamikę w jej życiu,
co może się dziać w życiu osiemdziesięciolatki, kolejne romanse?
Ciąże? Zdrady? Takie jest życie. I to jest właśnie podsumowanie tej
książki, ona jest o życiu, jego blaskach i cieniach o pracy, kręgu
życia. Dobra książka na jesień, sprowadza do pionu. A i pokazuje, że
każde dobro do nas wraca, to widzimy w każdym wątku powracającym z
Koblerami (chociaż ktoś pewnie uzna, to za nadzwyczajny i
nieprawdopodobny zbieg okoliczności).
Katarzyna Mastalerczyk - klubowiczka z DKK w Filii Nr 2 MBP w Stalowej Woli