Spotkanie DKK w GBP w Chmielniku o książce "Rodzina Monet" Weroniki Marczak
Recenzja powieści „Rodzina Monet”
Książki można podzielić na lepsze i gorsze. Czasem trafia się nam lektura o niesamowitych bohaterach, wciągającej fabule i niezwykłych przygodach. Innym razem jesteśmy tak zawiedzieni i znudzeni tym co czytamy, że mamy ochotę bić głową w ścianę, zastanawiając się jak ktoś mógł napisać coś takiego. Moje odczucia podczas czytania pierwszej części "Rodziny Monet" autorstwa Weroniki Marczak były zbliżone do tej drugiej reakcji. Choć książka nie była taka zła, by niszczyć przez nią ścianę własną głową, to jednak daleko jej do ideału. Ale zacznijmy od początku - główną bohaterką "Rodziny Monet" jest czternastoletnia Hailie. Dziewczyna traci w wypadku samochodowym dwie najbliższe osoby, mamę i babcię. Dowiaduje się, że ma pięciu starszych, bogatych braci. Najstarszy z nich, Vincent, zostaje jej opiekunem prawnym. Nastolatka przeprowadza się do Ameryki, do niemalże krzyczącego o bogactwie właścicieli domu swojego rodzeństwa. Musi zacząć wszystko od nowa, mierząc się ze złą reputacją swoich braci, domysłami, dlaczego ojciec ją zostawił i ludźmi, którzy chcą ją wykorzystać do swoich celów. Na dodatek to wszystko dzieje się w otoczeniu szemranych interesów, które prowadzi rodzina Monet. W przyzwyczajeniu się do nowego życia nie pomaga jej także fakt znajdowania broni w przeróżnych częściach domu i „ucinanie” rozmowy przez Vincenta za każdym razem, gdy Hailie próbuje dowiedzieć się czegoś więcej o swoich braciach i ich pracy. Dziewczyna będzie musiała nauczyć się żyć w ciągłym poczuciu niebezpieczeństwa, czyhającego na nią w najmniej spodziewanych miejscach. Brzmi naprawdę ciekawie, prawda? W czym więc problem? A no w tym, że chociaż pomysł na książkę był naprawdę dobry, to jego wykonanie okazało się trochę gorsze. Pełno w nim nie do końca zdrowych relacji i płaskich postaci. Hailie podejmuje nieprzemyślane decyzje, a uczucia jej braci wobec niej są istnym kołem fortuny. Raz jej nienawidzą i marzą, by odeszła, innym razem gotowi są zabić każdego, kto tylko na nią krzywo spojrzy. Dodatkowo chcą kontrolować każdy aspekt życia dziewczyny. Nie mówię, że książka jest naprawdę zła - ma także momenty, które łapią za serce. Jednym z plusów jest też to, że ma lekką i nieskomplikowaną fabułę przez co jest łatwa w odbiorze, szczególnie przez osoby, które rzadko czytają. Jednak zagłębiając się w tę książkę powinniśmy pamiętać, że raczej nie przedstawia ona historii, która mogłaby się wydarzyć. Po "Rodzinę Monet" powinny też sięgać osoby, szczególnie nieczytające, które ukończyły już trzynaście czy czternaście lat. Takie, które wiedzą że nie wszystkie przedstawione tam relacje są zdrowe i normalne. Nie chcę tymi słowami nikogo straszyć - jednie pokazać, że książki mają ogromny wpływ na naszą psychikę. Podsumowując, "Rodzina Monet" nie jest najlepszą książką jaką miałam przyjemność przeczytać. Jednak jest to tylko moje zdanie. Ktoś oczywiście może mieć zupełnie inne. Pamiętajmy jednak, że istnieje znacznie lepsza literatura. I nie musi ona wcale zawierać skomplikowanych wątków. To od nas zależy czy będziemy się piąć wyżej po czytelniczej drabinie, czy pozostaniemy na jej najniższych szczeblach.
Emilia Fugas - 14 lat
Klubowiczka DKK dla młodzieży przy Gminnej Bibliotece Publicznej w Chmielniku